czwartek, 27 sierpnia 2009

Pechowy finał sezonu

Niestety pechowo zakończyłem sezon w Polsce. Podczas ostatniego wyścigu tzn. Rudzie Śląskiej upadłem na jednym z zakrętów i bardzo się poobijałem. Skutki tego upadku czuje jeszcze dzisiaj i pewnie będę czuł przez najbliższe dni.

Szkoda że moje wakacje na razie polegają na leżeniu w łóżku i oglądaniu telewizji. O wejściu na rower na razie nie myślę, choć pewnie za dwa tygodnie będę musiał już zacząć coś jeździć bo jak co roku jedziemy wyścig na wyspie Hajnan w połowie listopada. Tam będę chciał jak najlepiej wypaść.

Foto: www.rudaslaska.com.pl

środa, 12 sierpnia 2009

TdP na wysokim poziomie

Co do Tour de Pologne to odczucia mam niezłe. To był mój drugi TdP i stwierdzam, że ten był na wyższym poziomie niż edycja, w której poprzednio jechałem. Zresztą wielu kolarzy potwierdziło , że tegoroczny Tour stał na wysokim poziomie. Nawet zabrać się w ucieczkę było bardzo ciężko. Każdy chciał się pokazać co sprawiło, że znalezienie się w ucieczce kosztowało dużo sił. Ci co mieli więcej szczęścia odjeżdżali. Ja miałem takie szczęście tylko na pierwszym etapie.

Później mi już go brakowało, mimo że na każdym etapie próbowałem swoich sił.. Na TdP nie było czasu na dzielenie się z kibicami emocjami z wyścigu, ponieważ transfery, masaż oraz kolacja zajmowały dużo wolnego czasu. Po tym tourze cały czas odpoczywam W pierwszy dzień po wyścigu ledwo wstałem z łóżka :) Teraz jest już lepiej i jestem myślami przy zbliżających wyścigach ,które czekają mnie w nadchodzący weekend.

fot: Tomasz Kwiatkowski

niedziela, 2 sierpnia 2009

środa, 10 czerwca 2009

Ciąg dalszy mojego pecha

Witam, ciąg dalszy mojego pecha. Po tym jak z powodów technicznych nie odegrałem większej roli podczas Grodów Piastowskich, myślałem, że może być już tylko lepiej no i że będę miał więcej szczęścia. Niestety tak nie było, nie wspominam mile ostatnich dni mojego ścigania. 

Zaczęło się od Cuprum Cup gdzie na pierwszym kryterium w Polkowicach, po przejechaniu kilku rund upadłem na śliskim zakręcie, po tej kraksie zrezygnowałem z dalszej walki. Drugiego dnia w Lubinie też się wycofałem, głównym powodem był brak dyspozycji, ale nie ukrywam, że moja jazda techniczna też nie była za dobra, w każdym zakręcie traciłem metr do koła co później jak się okazało kosztowało mnie dużo sił. Po tych kryteriach startowaliśmy Bałtyk -Karkonosze. Zacząłem dobrze bo prolog dzięki kolegom z zespołu wygrałem. Pierwszy etap - z góry wiedziałem, że nie utrzymam koszulki, bo kto chce współpracować z liderem np. w ucieczce?:). Na tym etapie pożegnałem się z koszulką na dobre ale na nasze szczęście przejął ją kolega z drużyny M. Taciak. Drugi etap już bardziej kontrowaliśmy pozwoliliśmy trójce kolarzy odjechać (mieli większe straty w kl. generalnej), a z peletonu była walka o czwarte miejsce, na tym etapie zająłem piąte miejsce. No i trzeci etap - walka była cały czas, mocny wiatr powodował niezłe ranty, które się tworzyły na trasie wyścigu. Grupa się rwała i łączyła, ostatecznie na metę przyjechał cały peleton. O zwycięstwie na tym etapie decydował ostatni zakręt po którym zostawało pięćdziesiąt metrow do mety więc moim założeniem było wejście w ten zakręt jako pierwszy, no i wszedłem pierwszy w zakręt. Niestety wyszedłem z zakrętu jako ostatni a to dlatego, że ścięło mi przednie koło i upadłem.

Tak zakończyłem trzeci etap a jak się później okazało cały wyścig. Stłuczone biodro i kolano, liczne "SZLIFY" nie pozwoliły mi na dalsza jazdę. Musiałem pauzować trzy dni bez roweru, niestety skutki tych dwóch upadków jeszcze odczuwam i raczej będę odczuwał w najbliższym czasie. Nie mogę jeszcze normalnie trenować na obciążeniach, jedynie mogę się pocieszać, że niedługo będzie lepiej. Pozdrawiam, Błażej

środa, 13 maja 2009

Minął pierwszy miesiąc ścigania

... więc podzielę się trochę wrażeniami. Ostatni wyścig, na którym jechałem to były Grody Piastowskie. Mogę powiedzieć śmiało, że na tym wyścigu było niezłe ściganie i dużo się działo.
Zaczynał się tradycyjnie od kryterium w Legnicy, na którym długo nie pojeździłem z powodu defektu roweru, a tak precyzyjnie to po trzeciej rundzie na odcinku brukowym poluźnił mi się ster, więc musiałem zjechać do boksu, ale niestety tam sędzia nie uznał mi tego jako defekt i nie pozwolił na dalsza jazdę. Oczywiście powiedziałem sędziemu co o jego decyzji myślę, ale na szczęście na frankach szwajcarskich się nie skończyło :).

Na drugi dzień mieliśmy etap liczący 170 km z podjazdami takimi jak Kapela i dwukrotnie Podgórki. Na tym odcinku nie byłem jakiś rewelacyjny, ale też nie byłem słaby, po przejechaniu Kapeli, w grupie można było się domyśleć, że Podgórki będą tym kluczowym podjazdem i tak się stało. Za pierwszym razem jak pod tą górę wjeżdżaliśmy poszła niezła selekcja, odjechała kilkunastoosobowa grupa, która już dojechała do mety i jak później się okazało rozgrywała między sobą klasyfikację generalną. Niestety mnie pech nie ominął i w decydującym momencie, czyli, dosłownie 100 metrów przed Podgórkami złapałem gumę, która mnie wykluczyła z dalszej walki o dobrą lokatę. Na szczęście pozostała część drużyny stanęła na wysokości zadania. Witek przyjechał w ucieczce zajmując 4 miejsce, a niedługo po nim Moraj i Junior (Taciak). No a reszta zespołu Cichy (Cieślik), Mrozek, Wojtas (Dybel) i ja kontrolowaliśmy grupę :) Moim zdaniem najciekawszym i najbardziej walecznym etapem był etap następny, gdzie mieliśmy do pokonania siedem górek, a w tym trzy pierwszej kategorii. Od samego startu były liczne ataki, ale dopiero po 4o km uformowała się czternastoosobowa ucieczka, w której mieliśmy Juniora i Wojtasa, więc jechaliśmy w grupie spokojnie. Takie też było tempo do Przełęczy Jugowskiej, na którą wjeżdżaliśmy drugi raz. Tam dobrą robotę wykonała ekipa P. Sinkewitza Whirlpool, która nadawał b. mocne tempo pod atak swojego lidera, który na około 2 km przed górską premią zaatakował. Jego atak przedtrzymało tylko parę osób w tym Witek i Moraj. Ja wjechałem trochę z tylu w pierwszej grupce zaraz po tej na przedzie. Sytuacja była taka, że na czele grupy jechała 7 osobowa ucieczka z Sinkewitzem, który wychodził na lidera. Niedługo po zjeździe Niemiec łapie gumę no i na lidera wychodzi Witek, na jego szczęście ma do pomocy Juniora i Moraja i udaje im się przyjechać przed grupą. Jacek jeszcze wygrywa etap. Ja na pocieszenie zajmuje na tym etapie 7 miejsce.

Trzeci etap to już obrona lidera i przeszło 170 km na wachlarzu w siedmiu. Po licznych atakach udaje się nam obronić pierwsze miejsce. Ten etap wygrywa T. Smoleń, który mile mnie zaskoczył. Zaskoczył piszę, tylko dlatego, że cały czas widziałem obrazek z pierwszego etapu, gdzie po gumie dochodziłem grupę i widziałem jak Tomek walczy o "życie" na Podgórkach. Od razu mi się przypomniał ubiegły rok gdzie właśnie w takich momentach i ja walczyłem o pool position w ostatniej grupie z P. Zaradnym :) Jak to się mówi, raz jesteś pod wozem, raz na wozie, dlatego kolarstwo jest piękne :)

foto:mrozaction.pl

środa, 1 kwietnia 2009

Zakończyłem pewien okres przygotowań

Po zgrupowaniach w Hiszpanii mieliśmy zacząć sezon na wyścigu etapowym rozgrywanym na Majorce (jak pisałem wcześniej), ale niestety z powodu braku porozumienia między naszą ekipą a organizatorem nie dojdzie do skutku nasz start w tamtym regionie. Nic straconego w ten weekend mamy początek sezonu w Polsce tzn. 4 kwietnia kryterium w Dzierżoniowie i 5 marca Sobótka.

Miałem już okazje w obydwu wyścigi startować i mogę powiedzieć, że się dużo różnią między sobą. Dzierżoniów to pierwsze kryterium mocno wymagające z małym wzniesieniem zaraz przy mecie, które po paru okrążeniach może być już odczuwalne. Z kolei Sobótka to krotki klasyk inaugurujący sezon, w którym zawsze jest duża frekwencja. To powoduje, że można go zaliczyć do niebezpiecznych wyścigów. Na nim zawsze coś się dzieje, ucieczki, ciągłe ataki itp.

Zakończyłem pewien okres przygotowań. Niedługo się okaże czy były to dobre. przygotowania. W ostatnim czasie pogoda w Polsce nas nie rozpieszczała. Ciężko się trenowało (i nadal trenuje). Zwłaszcza przy wiatrach, na których tętno mi wchodziło wyżej niż podczas jazdy pod górę w Hiszpanii. Potem 13 kwietnia czeka nas prawdziwy sprawdzian naszej wczesnowiosennej formy tzn. klasyk HC w Niemczech (Rund um Koln).

foto:mrozaction.pl

sobota, 28 lutego 2009

Zgrupowanie w Hiszpanii

Po długiej i mroźnej zimie w końcu mogłem trochę pojeździć w lepszych warunkach. Udało się to za sprawą zgrupowania w Hiszpanii. Pogoda dopisała więc nie oszczędzaliśmy się i już od pierwszych treningów wzięliśmy się za dobrą Przejechaliśmy trzy mikrocykle treningowe w każdym z nich najkrótszy trening trwał cztery godziny, zaś najdłuższy pięć i pół. Jeździliśmy więcej niż przed rokiem po ciężkim terenie to za sprawa "Witka" (Mariusza Witeckiego), który dobrze się sprawił jako nasz GPS. Ciekawe trasy treningów oraz fajna atmosfera w grupie sprawiła, że szybko nam minęło to zgrupowanie. Łącznie przejechaliśmy 1400 kilometrów. Teraz powrót do domu na tydzień i ponownie wylot do Lloret de Mar na następne dziesięć dni.

foto:mrozaction.pl

środa, 28 stycznia 2009

Okres przygotowawczy

... w tym roku jest trochę trudniejszy, a to dlatego że pogoda nas nie rozpieszcza. Parę dni w styczniu musiałem odpuścić z powodu mrozów jakie nas zaatakowały. Jednak to jakoś w większym stopniu nie zachwiało moich przygotowań, które jeszcze trochę potrwają. W połowie lutego na dwa tygodnie wylatujemy potrenować do Hiszpani .Po tym zgrupowaniu spędzę tydzień w domku. A potem pierwszy start w Chorwacji. Na początek "klasyk" 8 marca, później etapówka od 12-tego do 15-tego.

Następnie przyjazd na 10 dni do kraju. W tym czasie prezentacja grupy 24 marca w Dolsku. Potem czeka nas powrót na zgrupowanie. Tym razem na Majorkę, zakończone prawdopodobnie wyścigiem. To niedługo, a na razie pozostaje mi rower górski, blotko no i niezłe wiatry, z którymi trzeba sobie dawać radę prawie na każdym treningu. Zreszta kto trenuje obecnie w Polsce to wie o czym pisze ;-)

foto:mrozaction.pl