poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Pechowe Tour de Pologne

Witam. To nie tak miało wyglądać. Przygotowania, tempówki za samochodem, dieta itp. Byłem dobrze przygotowany do Tour de Pologne. Świadczą o tym dobre wyniki na Mazowszu - a tymczasem przyszedł drugi etap, kraksa ze zjazdu przy prędkości ponad 70km/h, praktycznie prawie zero reakcji hamowania i całym pędem uderzyłem w leżącego już zawodnika. Przekoziołkowałem i poprawiłem klatką piersiową w tylne koło innego kolarza. Na początku nie mogłem złapać oddechu. Wpadłem w panikę. Na szczęście zostali ze mną koledzy z drużyny - WIELKIE DZIĘKI - którzy pomogli dojść do siebie i dojechać do mety.

Pogotowie wyglądało jak pole bitwy, przywozili następnych kolarzy, widziałem jak zszywali kolano Ballanowi - nie ciekawie to wyglądało. Na prześwietleniu wyszło, że mam złamane żebro i resztę mocno poobijanych. Nie żałuję jednak, że jechałem dalej. Mogłem jeszcze uczestniczyć w tak wspaniałym wyścigu przy tak licznej grupie kibiców. Najgorzej bolał mnie fakt, że robiłem już tylko za statystę. Jedyne co mogłem robić to przywozić bidony chłopakom.

Limitu mojego zagięcia sięgnąłem na szóstym etapie, na którym miałem już wszystkiego dość. Na pierwszej rundzie wycofałem się. Nie będę dobrze wspominał tegorocznego TdP a szkoda. Teraz czeka mnie przerwa. Jak z moim zdrowiem nic się nie poprawi to zacznę się ponownie ścigać pod koniec sierpnia. Na razie czekają mnie wizyty w Ciechocinku i dobry odpoczynek.

Chciałbym podziękować wszystkim licznie zgromadzanym na trasie kibicom, byliście super!

czwartek, 21 lipca 2011

Wszystkie wyścigi prowadzą do TdP

Małopolski Wyścig Górski, Mistrorzostwa Polski i Tour of the Qinghai Lake czyli w ostatnim miesiącu miałem trochę ścigania. Wyniki z tych wyścigów znamy. Napisze co nieco o ostatnim wyścigu w Chinach. Założeniem naszej ekipy przed startem było takie aby ekonomicznie przejechać wyścig – wiemy przecież, że TdP jest najważniejsze.

Myślę, że to nam się udało. Od samego początku jeździliśmy z chłopakami czujnie i w każdej groźniejszej akcji mieliśmy kogoś od siebie. Przy czym sami nie narzucaliśmy mocnego tempa. W końcu było wiele innych zespołów, dla których był to docelowy wyścig. Przy dobrym zgraniu zespołu wyniki same przyszły. Mateusz Taciak ukończył cały wyścig na trzecim miejscu, a drużynowo skończyliśmy na drugim, więc jak "ekonomiczną" jazdę wyszło całkiem nieźle.

Myślałem, że będę bardziej zmęczony po tym wyścigu, a jednak tym razem w miarę szybko do siebie doszedłem. Najgorsze w tym wszystkim były podróże, które są gorsze od samego ścigania. Mój wypoczynek po tym wyścigu już się skończył. Teraz czekają mnie jeszcze 2-3 treningi za samochodem, następnie prolog i dwa etapy Mazowsza, z którego się wycofam żeby odpocząć przed nadchodzącym Tour de Pologne.

poniedziałek, 30 maja 2011

Po Karkonoszach i Berlinie

Bałtyk-Karkonosze oraz ProRACE Berlin za mną.

Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie na drugim etapie Bałtyku zawdzięczam w pełni całej mojej drużynie, która w 100% wykonała wspaniałą pracę dla mnie. Tak samo było na trzecim etapie, ale popełniłem błąd w końcówce. Jechalem ostatniemu rozprowadzającemu tzn. Bartłomiejowi Matysiakowi na zakładce akurat od tej strony, w która odbijał i żeby uniknąć kolizji musiałem zahamować, a że zostało 200 metrów do mety, rywale zdążyli mnie wyprzedzić. Zwycięstwo było blisko, ale nie udało się powtórzyć drugiego 2 etapu. "Okraj" decydował o klasyfikacji generalnej. Co mogę powiedzieć wygrał najmocniejszy tego dnia, bo jazdę pod górę slaby kolarz nie wygra Ja pojechałem na maksimum moich możliwości, ale niestety to zabrakło do pierwszego miejsca. Skończyło się na szóstym, potem jeszcze walczyłem na ostatnim etapie żeby wskoczyć na podium, jednak zabrakło, grupa dosłownie na ostatnich metrach mnie doszła i skończyło się tylko na czwartym miejscu na etapie.

Na przemyślenia po Bałtyk - Karkonosze nie było czasu, bo zaraz po szóstym etapie pojechałem na ProRACE Berlin. Wyścig został rozegrany w okolicach Berlina. Cały czas po płaskim terenie, zaraz na początku poszła ucieczka, w której niestety nie było nikogo od nas. Ja na początku cierpiałem, ale za to była reszta ekipy, która wyszła na czoło peletonu i przez większość wyścigu goniła ucieczkę. Wiedzieliśmy, że Andre Schulze dobrze się czuje i będzie walczył, więc chłopacy długo się nie zastanawiali. Niestety na 6 km przed metą w tej samej kraksie uczestniczyłem tak ja jak i Schulze. Mi się jeszcze udało dojść peleton i zafiniszować na czternastym miejscu. Andre miał mniej szczęścia .Taki jest sport. Raz jest lepiej, raz gorzej, niektóre rzeczy są niezależne od nas.

Moim następnym startem będzie klasyk w Niemczech - 12 czerwca, a dokładnie w Lipsku.

czwartek, 12 maja 2011

Grody przegrane po walce

Grody, Grody i po Grodach. Najważniejszy (dla naszego zespołu) wyścig początku sezonu za nami. Początek jak zawsze w Legnicy czyli kryterium uliczne na krótkiej rundzie z odcinkiem brukowym, pierwsza próba sił. Ja osobiście bardziej koncentrowałem się na pomocy kolegom niż na sobie. Opłacało się nasz sprinter (Schulze) po walce zajął drugie miejsce.


Pierwszy etap generalnie można powiedzieć, że przejechaliśmy spokojnie do pierwszych Podgorek gdzie była umiejscowiona premia górska. Na każdym z tych podjazdów coś się działo, ale akcje prędzej czy później były zamykane przez peleton i można było się spodziewać finiszu z zasadniczej grupy. Schulze nie czul się najlepiej na tym etapie, więc mogłem pojechać na własne konto. Finisz nie należał do łatwych, miałem dobre nogi w ten dzień i z pomocą zespołu (głownie Tomasza Kiendysia) wywalczyłem drugie miejsce :)


Na drugi dzień z rana mieliśmy jazdę indywidualną na czas. Spodziewałem się lepszej pozycji niż 18 miejsce, no ale takie jest kolarstwo. Popołudniowy etap, hmm nie był szczęśliwy dla naszego zespołu Schulze złapał gumę na dwa kilometry do mety. Jak później się dowiedziałem to samo spotkało Rutka, Moraja i Witka, którzy praktycznie na tej samej rundzie złapali gumę. Niestety ten ostatni już nie doszedł, ale oddal koło Rutkowi, tak więc było gorąco.


Ostatni dzień zmagań zapowiadał się trochę nerwowo. Przegrywaliśmy wyścig, ale byliśmy nastawieni bojowo i każdy chciał żeby któryś z nas mógł wygrać Grody. Myślę ze kibice nie zawiedli się naszą postawą na trasie czwartego etapu. Atakowaliśmy lidera od początku. Najpierw Moraj przez długi czas uciekał. Następnie ataki Bodka, Rutka, Mańka sprawiły że lider ze swoim zespołem musiał się ciężko napracować aby się obronić. W dodatku z peletonu zrobiły się małe grupeczki.

Niestety Słoweniec okazał się bardzo mocnym zawodnikiem. Zdołał dowieść koszulkę lidera do końca. Nam pozostało się cieszyć ze zwycięstwa Rutka na etapie. Osobiście jestem zadowolony z mojej jazdy. Moją domeną nie są ataki pod górkę, których było dużo na Grodach. Starałem się jechać w gronie najlepszych zawodników najdłużej jak się da. Ostatecznie przyjechałem trzy minuty za zwycięzcą, ale wciąż w czubie peletonu.


Suma summarum pojechaliśmy naprawdę dobry wyścig. Niestety liczy się końcowy wynik, który po walce do końca przegraliśmy z Vrecerem. ale za to wygraliśmy czwarty etap, klasyfikację drużynową oraz zajęliśmy 2, 3, 11, 14 i 15 miejsce w „generalce” co świadczy o tym, iż nasze przygotowania nie poszły nadaremno. Następny wyścig to Bałtyk-Karkonosze. Pozdrawiam, Błażej.

piątek, 29 kwietnia 2011

Duńskie szutry i niemieckie górki

Krótko streszczę moje ostatnie starty. Zacznę od GP Heling (Dania). Takiego wyścigu w mojej karierze jeszcze nie jechałem. Trasa składała się z 17 odcinków szutrowych, prawie wszystkie były "grząskie" - koła się zapadały i ciężko było utrzymać równowagę. Po 18 kilometrze (pierwszy odcinek szutrowy) peleton był podzielony na kilka grupek Każdy starał się zająć jak najlepszą pozycję przed szutrem. Mocne tempo na ciężkich "piaskowych" odcinkach zrobiło swoje. W połowie 200-kilometrowego dystansu największa grupa po połączeniu liczyła 50-60 kolarzy. Pod koniec zabrakło mi sił do aktywniejszej jazdy, więc niestety nie udało mi się załapać w decydujący odjazd. Na szczęście mieliśmy tam swojego zawodnika Tomasza Kiendysia, który w tym dniu był naprawdę mocny i przy odrobinie szczęścia mógłby sięgnąć po zwycięstwo, ale i tak skończył na piątym miejscu.

Rund um Koln (Niemcy) - to był już mój drugi start w tym klasyku. Trasa podobna do wcześniejszej edycji tzn. górki z samego początku i mocne tempo. Od razu poszedł odjazd. Rabobank i Vacansolei kontrolowali przewagę uciekinierów do końcowych, krótkich podjazdów gdzie poszły kontrataki. W przeciągu kilku kilometrów z dużego peletonu zrobiły się małe grupki. Kiedy było nas już bardzo mało, próbowałem zabrać się w akcje. Niestety nic z tego nie wyszło i straciłem niepotrzebnie dużo sil. Finisz był z grupy, gdzie nie miałem dobrej nogi i skończyłem w połowie stawki. Najbliższy start to na pewno Memoriał Trochanowskiego.

piątek, 18 marca 2011

Polskie treningi przed Katalonią

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Polsce. Koniec tego dobrego trzeba się znowu pościgać. Od 21 marca zaczynam etapówkę w Hiszpani – Volta a Catalunya. Na pewno ten wyścig nie zalicza się do łatwych. Dużo gór na trasie oraz wysoki poziom pomogą mi dołożyć cegiełkę do budowania lepszej formy na ten sezon. Nie mam jakiś dużych ambicji na ten wyścig. Chciałbym go jeszcze przejechać w "kołach", ale to zależy od dyrektorów sportowych i ich pomysłów taktycznych na Katalonię.

Czas spędzony w Polsce w miarę dobrze wykorzystałem. Temperatura była o 10-15 stopni niższa niż hiszpański standard, więc na początku moje treningi nie przekraczały 3 godzin 30 minut. W ostatni weekend było 15 stopni w rejonie Jeleniej Góra co wykorzystałem na 5-godzinnych treningach "wysiedzeniowych" po górkach. Przy końcu cyklu dawały mi się we znaki.

Na razie w Polsce nie było dobrych warunków na trenowanie za samochodem w Polsce. Jednak myślę, że w kwietniu to nadrobię bo właśnie w tym elemencie treningowym mam duże braki. Po powrocie z Hiszpanii startujemy w Sobotce 3 kwietnia. Później może się zmienić dużo w naszym kalendarzu ponieważ mogą nam jeszcze dojść nowe wyścigi.

sobota, 19 lutego 2011

Zmagania z Chorobą i Algarve

Sześć dni w Polsce po Malezji i od razu wyjazd do Polkowic na zdjęcia, przymiarki nowych ciuchów itp. Potem 10 lutego wylot do Lloret de Mar gdzie zdążyliśmy jeszcze zrobić trzy treningi przed Volta ao Algarve.

Treningi po 3, 4 i 5 godzin. Niestety na tym ostatnim treningu na zjeździe mnie ostro przewiało i od tamtego czasu zaczęły się moje problemy zdrowotne, które jak się później okazało przemieniło się w coś gorszego niż zwykłe przeziębienie.

Pierwszy etap Algarve to ZERO płaskiego. To znaczy 155 kilometrów w dół i w górę do tego zapchany nos, zawalone gardło i ból głowy, ale jakoś ukończyłem, chociaż naprawdę było mi ciężko. Oprócz faktu, że mogłem się ścigać z gwiazdami światowego kolarstwa to chciałbym jak najszybciej zapomnieć o tym etapie.

Drugi etap. Rano czułem się o’k, ale na wyścigu było już inaczej. Etap też bardzo ciężki. Myślałem, że przeziębienie już minęło, ale pod wieczór miałem już zapchane zatoki i doszła jeszcze temperatura 38,5 stopnia, więc po konsultacji z dyrektorem sportowym nie przystąpiłem do trzeciego etapu. Szkoda, bo chciałem ukończyć ten wyścig, ale w takich sytuacjach zdrowie jest ważniejsze.

Teraz czeka mnie kilka dni na antybiotykach, które powinny mnie szybko postawić na nogi.28 lutego startuje w Clasica Almeria (Hiszpania). Wiem, że będzie ciężko dojść do jakiejkolwiek formy, ale na pewno nie zapomnę o rowerze:)

foto: www.voltaalgarve.com

niedziela, 30 stycznia 2011

Sprinty w deszczu

Jesteśmy już przy końcu wyścigu więc podzielę się swymi wrażeniami. Startowaliśmy z malej wyspy Langkawi gdzie było bardzo ciepło, około 40 stopni.

Prawie każdy etap jechaliśmy bez większego zaangażowania, bo od samego początku przyjechaliśmy tutaj trenować. Aczkolwiek nie jesteśmy całkowicie bierni. Na każdym etapie pomagaliśmy Andre Schulze zdobyć jak najlepszą pozycję do finałowego finiszu.

Po licznych szóstych-siódmych miejscach dzisiaj na ósmym etapie Andre przegrał pierwsze miejsce po foto-finiszu dosłownie grubość opony.

Jeszcze mamy dwa etapy więc zapowiada się ciekawie, ponieważ nasz sprinter się czuje coraz lepiej i na pewno będziemy szukać zwycięstwa na tym wyścigu. Pogoda niestety juz nas nie rozpieszcza. Czwarty etap z rzędu jechaliśmy w deszczu, a dzisiejszy ósmy etap miał 155 kilometrów km i od samego startu do mety przebiegał w naprawdę niezłej ulewie.

Na pozostałe etapy na pewno nie zmienimy taktyki czyli w peletonie spokojnie, dopiero na samą końcówkę aktywnie czyli zabierać się w akcje lub pomagać Schulze.

Po tym wyścigu planuje krótki wypoczynek i prawdopodobnie wrócę 10 lutego do Hiszpanii na zgrupowanie, aby dalej szlifować formę na główne wyścigi sezonu.

piątek, 21 stycznia 2011

Po zimie, a przed Langkawi

Za mną już początek przygotowań do sezonu 2011. Po ciężkim grudniu w sensie pogodowym, w styczniu czas było się wybrać w ciepłe kraje.

Wyjechaliśmy całą grupą do Hiszpanii – Lloret de Mar. Treningi polegały głównie na długiej spokojnej jeździe, tak żeby się przyzwyczaić na nowo do ciężkiej pracy na rowerze. Zaczęliśmy od mniej wymagającego terenu (po płaskim), po czym stopniowo zwiększaliśmy długość pracy oraz wjeżdżaliśmy w cięższy teren.

W ten sposób wykonałem 9 treningów od 3h 30min do 5 h (wcześniej tzn. w Polsce jeździłem na rowerze górskim) przed zbliżającym się Tour de Langkawi do 23 stycznia do 1 lutego. Już jestem na miejscu w Langkawi (mała wyspa u wybrzeży Malezji), gdzie odbędzie się pierwszy etap, po którym promem przedostaniemy się na półwysep Malajski, gdzie odbędzie się reszta etapów. Pogoda i humory dopisują, więc w spokoju można zacząć nowy sezon:)

Na razie jesteśmy już po pierwszym dniu aklimatyzacji czyli 1h.30min na rowerze. Jeszcze mamy jeden dzień, który też wykorzystamy na "rozjechanie" po bardzo długiej podróży tzn. 24 godzinach spędzonych na walizkach.