piątek, 29 kwietnia 2011

Duńskie szutry i niemieckie górki

Krótko streszczę moje ostatnie starty. Zacznę od GP Heling (Dania). Takiego wyścigu w mojej karierze jeszcze nie jechałem. Trasa składała się z 17 odcinków szutrowych, prawie wszystkie były "grząskie" - koła się zapadały i ciężko było utrzymać równowagę. Po 18 kilometrze (pierwszy odcinek szutrowy) peleton był podzielony na kilka grupek Każdy starał się zająć jak najlepszą pozycję przed szutrem. Mocne tempo na ciężkich "piaskowych" odcinkach zrobiło swoje. W połowie 200-kilometrowego dystansu największa grupa po połączeniu liczyła 50-60 kolarzy. Pod koniec zabrakło mi sił do aktywniejszej jazdy, więc niestety nie udało mi się załapać w decydujący odjazd. Na szczęście mieliśmy tam swojego zawodnika Tomasza Kiendysia, który w tym dniu był naprawdę mocny i przy odrobinie szczęścia mógłby sięgnąć po zwycięstwo, ale i tak skończył na piątym miejscu.

Rund um Koln (Niemcy) - to był już mój drugi start w tym klasyku. Trasa podobna do wcześniejszej edycji tzn. górki z samego początku i mocne tempo. Od razu poszedł odjazd. Rabobank i Vacansolei kontrolowali przewagę uciekinierów do końcowych, krótkich podjazdów gdzie poszły kontrataki. W przeciągu kilku kilometrów z dużego peletonu zrobiły się małe grupki. Kiedy było nas już bardzo mało, próbowałem zabrać się w akcje. Niestety nic z tego nie wyszło i straciłem niepotrzebnie dużo sil. Finisz był z grupy, gdzie nie miałem dobrej nogi i skończyłem w połowie stawki. Najbliższy start to na pewno Memoriał Trochanowskiego.